Jakiś urlop czas zacząć. Tegoroczny będzie bardzo „poszarpany”. Zwolnienie się z pracy kolegi Macieja, ciągłe perturbacje związane z niewyjaśnionymi awansami i spadkami są głównym tego powodem. No ale cóż. Taka praca. Nie narzekam.
Zaczynam chyba od wysokiego C, bowiem
zapraszam do odwiedzenia wraz ze mną, córką Sabiną i jej mężem Radosławem podobno jednego z najpiękniejszych stadionów świata czyli Old Trafford, gdzie swoje mecze rozgrywa Manchester United. Niestety, ale dla mnie nie jest on ani piękny ani jakiś specjalnie niezwykły. Do perfekcji opanowano tam sztukę prezentacji jego zalet, naturalnie zarabiając przy tym ogromne pieniądze. Nadanie stadionowi miana „Teatru Marzeń” zasłużone, tylko w przypadku rozgrywania zawodów. Boisko piłkarskie, murawa. Trudno opisać. Jest rzeczywiście doskonała.
Murawa Old Trafford wygląda prawie ciągle tak samo przez cały rok. Boisko ma 106 metrów długości i 64.9 metra szerokości. Trawa została sprowadzona z USA. Jest ona przystosowana do trudnych warunków pogodowych i nie potrzebuje dużo słońca, dlatego więc bez problemu rośnie przez cały rok. Trawa koszona jest w zależności od pory roku: od kwietnia do listopada 4 razy w tygodniu, a od października do marca raz w tygodniu. Aby murawa była lepiej nawodniona, został zainstalowany specjalny system nawadniający, który wytryskuje wodę na 22.5 cm w górę. Przez jedną minutę spryskiwania zostaje zużyte około 260 litrów wody.
Kolejny etapem wycieczki jest muzeum. Zwiedzanie zaczyna od wielkiej sali z trofeami klubu. Znajdują się w niej wszystkie trofea, które klub wywalczył począwszy od 1908 roku aż po ostatni tytuł mistrza Anglii. Nie można nie zatrzymać się przy muzeum upamiętniającym tragedię lotniczą która miała miejsce 6 lutego 1958 roku, gdzie zginęło wielu wspaniałych piłkarzy.
Na koniec naturalnie klubowy Megastore, chyba nikomu nie trzeba wyjaśniać, że można się w nim zaopatrzyć w klubowe gadżety. Tutaj przelała się czara goryczy, bowiem, gdy zobaczyłem na firmowych koszulkach za 30, 50 czy 80 funtów metkę „made in China”, czym prędzej dałem nogę. To nie na moje nadszarpnięte już upływającym czasem nerwy.
Po kilkugodzinnym zwiedzaniu Manchesteru w którym pracowała i studiowała moja pierworodna córcia Sabina ( tutaj też znalazła swoją drugą połowę, Radosława ) udaliśmy się w drogę do Rugby, bowiem to był mój główny cel podróży. Odwiedziny „nowej komórki społecznej” ( rodziny ), Michała, Karoliny i Aleksego Martyków. Pojechałem zobaczyć swojego pierwszego wnuka. Mogę już bez żadnych obaw nazywać siebie dziadkiem, dumnym dziadkiem. Był także czas na zwiedzanie Rugby. Tutaj bardzo miłe zaskoczenie. Typowe angielskie miasto a jednak bardzo piękne. To naturalnie moja i tylko moja subiektywna ocena. Chętnie tam jeszcze wrócę. Po powrocie kilka dni na zebrania z przedstawicielami klubów przed nową rundą rozgrywek i jeszcze kilka na urlop. Może jakiś krótki wypad na rower.
Może pochwal sie leśny dziadku dlaczego wciskacie do 4 ligi Ciężkowiankę.
OdpowiedzUsuń